Thriller nie należy do moich ulubionych gatunków literackich. Sięgnęłam jednak po książkę Lucindy Berry i… doznałam szoku. Szoku wywołanego przez kilka elementów, z których najważniejszy to niezwykle wciągająca, przejmująca, przeszywająca, niepokojąco dynamiczna fabuła, która zwiodła moje przewidywania i oczekiwania. Wielowymiarowe, „pełnokrwiste”, bogate, wiarygodne psychologicznie postacie stają się niemalże idealnymi obiektami do identyfikacji, co powoduje, że nurkujemy w fabułę naprawdę głęboko i przeżywamy intensywne emocje wraz z bohaterem, z którym się utożsamiliśmy.
Sięgnęłam po lekturę „Idealnego dziecka” zaintrygowana m. in. tytułem i tematyką: można powiedzieć, że książka opowiada historię adopcji i rodziny adopcyjnej, ale przede wszystkim kreuje obraz straumatyzowanej, sześcioletniej dziewczynki Janie. I właśnie ze względu na charakterystykę psychologiczną tego dziecka uważam „Idealne dziecko” za lekturę obowiązkową, aczkolwiek niełatwą, dla przyszłych rodziców adopcyjnych. Bo o ile sama postać Janie i inne postacie książkowe są wytworem wyobraźni autorki, o tyle ich „wypełnienie” czyli emocjonalność, motywy działania, przekonania, mało ma z fikcji literackiej i powoduje, że książka staje się nijako przedstawicielką literatury faktu. Książka dotyka kilku bardzo istotnych aspektów adopcji, w tym wyobrażeń rodziców na temat ich przyszłego dziecka i rozczarowań wynikających ze zderzenia tych wyobrażeń z rzeczywistością, które to rozczarowania mogą być wynikiem trzech elementów: braku akceptacji lub bagatelizowania faktu, iż dziecko adopcyjne ma już swoją historię, braku zrozumienia dla zachowań z niej wynikających oraz nieuwzględniania w postepowaniu z dzieckiem (przy zachowanej ich świadomości) urazów, zranień i traum, których doświadczyło, co nieuchronnie prowadzi do frustracji i finalnie do poczucia porażki. I właśnie ową historię Janie autorka książki uczyniła nijako jej bohaterką. Jest to historia, której nie znamy (jak zresztą często w przypadku adopcji), ale o której pośrednio możemy wnioskować po zachowaniach Janie, w tym szczególnie po trudnościach, jakie przejawia dziewczynka w tworzeniu relacji z innymi ludźmi. Autorka książki, Lucinda Berry, bardzo prawdziwie maluje obraz skrzywdzonego dziecka, ze znajomością tematu poruszając się po meandrach i zakamarkach psychiki Janie i jej świata, wykorzystując w swoim pisarstwie doświadczenia zawodowe: jest psychologiem pracującym z dziećmi po traumach.
Trudno jest polubić Janie, choć uczucia, które wzbudza dziewczynka nie są ani proste, ani jednoznaczne, bo autorka nie pozwala zapomnieć o tym, iż jest to dziecko, które doznało niewyobrażalnego cierpienia od osób, które powinny być mu najbliższe i je chronić, wzbudzając tym samym w czytelniku odruchy współczucia i chęć zadośćuczynienia. Pewne „rozdwojenie” czy też ambiwalencję w postrzeganiu Janie, obrazują postawy wobec dziecka prezentowane przez jej adopcyjnych rodziców: Hannah i Christophera Bauerów. Hannah od początku wykazuje większy sceptycyzm w ocenie zachowań Janie, dostrzegając w dziewczynce jakąś niepokojącą „podwójność”, coś, o czym w przypadku osoby dorosłej powiedzielibyśmy „skłonności psychopatyczne”. Ponieważ Hannah właśnie staje się głównym obiektem złości i gniewu dziecka, a jej wysiłki zbliżenia się do córki nie przynoszą spodziewanych efektów, z czasem coraz trudniej jest jej zobaczyć Janie jako dziecko, które można pokochać. Zachowania Janie doprowadzają do rozłamu w małżeństwie Bauerów i lawinowo następujących nieszczęść. Jedyne, co odczuwa Hannah w stosunku do córki to strach i lęk, które doprowadzają ją ostatecznie do ciężkiego załamania. Wydaje się, iż Hannah jest tą bohaterką, która ponosi największe koszta decyzji o adopcji Janie, choć udaje jej się ocalić życie. Christopher ulega czarowi dziewczynki i poddaje się jej manipulacjom, tracąc zdolność racjonalnego osądu. Jest w książce taki moment, w którym wydaje się, iż zatracił się w miłości do dziecka do tego stopnia, że jest w stanie zaryzykować dla niej wszystkim. Ciąża Hannah, będąca ziszczeniem marzeń Bauerów o rodzicielstwie, w obliczu adopcji Janie staje się kłopotliwa.
Sześcioletnia Janie prezentuje cały arsenał zachowań charakterystycznych dla dziecka krzywdzonego, które zostały ujęte w diagnozę: zespół dziecka maltretowanego, a potem także reaktywne zaburzenia więzi (RAD). Polecam książkę „Idealne dziecko” jako lekturę obowiązkową kandydatom na rodziców adopcyjnych właśnie ze względu na bogaty i uwiarygodniony psychologicznie obraz zaburzeń potraumatycznych u dziecka wraz z jego dynamiką i podatnością na odziaływania (w tym terapeutyczne), zmierzające do zbudowania relacji przywiązaniowej. Lucinda Berry z wielką pieczołowitością i precyzją, w sposób nie pozbawiony dramaturgii (wszak mamy do czynienia z thrillerem!), odtwarza swoisty paradoks procesu budowania bliskości pomiędzy rodzicami adopcyjnymi a ich przysposobionym dzieckiem, polegający na tym, że im bardziej jest ono kochane, tym bardziej ucieka, oddala się emocjonalnie, generując zachowania powodujące, że pokochanie go wydaje się czymś ponad ludzkie możliwości. I taka jest Janie, która w końcowej fazie powieści, wręcz symbolicznie, staje się dla Hannah demonem. Badania psychologiczne, a przede wszystkim praca terapeutyczna z dziećmi takimi jak Janie, dostarczają dowodów na to, iż ich trudne do zaakceptowania, krzywdzące i powodujące cierpienie innych zachowania, wynikają z ogromnego lęku przed bliskością, która kojarzy im się jedynie z bólem. Żeby go uniknąć, nie pozwalają innym zbliżyć się do siebie, nie pozwalają się pokochać. Ważne wydaje się postawienie w tym miejscu pytania, czy takim dzieciom można pomóc? Czy przeogromna miłość nowych rodziców może uleczyć ich rany i przekonać je do świata? I jak to zwykle bywa, odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Sposób, w jaki Lucinda Berry kończy swoją książkę, nakazywałby udzielić odpowiedzi negatywnej. Książkę „Idealne dziecko” można by wtedy potraktować jako studium kształtowania się osobowości psychopatycznej. Ale wtedy na usta ciśnie się kolejne pytanie: czy gdyby nie narodziny Cola- biologicznego dziecka Bauerów, które dramatycznie zachwiały kruchą jeszcze wtedy równowagą w rodzinie i były czymś, z czym Janie nie potrafiła sobie poradzić, losy dziewczynki mogłyby potoczyć się inaczej? Czy Janie miałaby szansę stać się kimś innym w innej rodzinie? Na to pytanie nie znajdziemy już odpowiedzi w książce. Ani nigdzie indziej. Bo to jest wielka tajemnica adopcji.
Janie dużo brakuje do ideału, idealnym okazuje się nie być też Cole- biologiczne dziecko pary głównych bohaterów. Wiec kim jest i gdzie jest idealne dziecko z tytułu? Prawdopodobnym wydaje się, że takie dziecko w ogóle nie istnieje, albo istnieje, ale jedynie w wyobraźni przyszłych rodziców i niestety pozostaje idealne jedynie do momentu, kiedy się „zmaterializuje” i ukonkretni, czyli trafi do rodziny. Lucinda Berry wydaje się przestrzegać przyszłych rodziców adopcyjnych przed bagatelizowaniem historii dziecka, które zdecydują się przyjąć do rodziny, gdyż to, czego doświadczyło, w dużej mierze wyjaśnia i pozwala zrozumieć, kim jest.
Agnieszka Czyżak-Siromska